niedziela, 2 stycznia 2011

Przypowieść o kobiecie, która się nie poddała

Witam serdecznie w 2011 roku :) Wszystkim Wam życzę dużo szczęścia, spokoju, radości i wiele czasu na hobby :) Ja w ten rok wchodzę z wielką ulgą, że 2010 się wreszcie skończył i z obawą, żeby ten nowy nie był taki jak poprzedni albo jeszcze gorszy. Moje postanowienie na 2011 rok - włączyć optymistyczne myślenie! Będzie lepszy, będzie lepszy, będzie lepszy... Czego Wam i sobie życzę ;)

Bardzo mnie cieszy zwiększająca się ilość chętnych na moje candy. Jest jeszcze czas, może ktoś jeszcze się zapisze. Dziękuję za wszystkie miłe słowa, jakie piszecie w komentarzach. To buduje!

Ponieważ zima zagościła na dobre i nie ma zamiaru odpuścić, a ja za zimnem nie przepadam (o czym pisałam już wielokrotnie), zastanawiałam się jak sobie z tym poradzić. Wyprowadzić się w cieplejsze rejony... nie ma szans. Pomyślałam więc, że umilę sobie tą okropną porę roku, robiąc sobie stertę nowych czapek i kominów :) Korzystając z okazji, że zamawiałam włóczkę na bransoletki, zamówiłam też dla siebie na czapkę lub komin (jeszcze nie wiem)  i czekam. W międzyczasie (za sprawą Bovary i jej kłaczastych włóczek) przypomniało mi się o Moherku, który mi pozostał po innej robótce. Zaczęłam czapkę. Zrobiłam sporo i po przymiarce okazało się, że nabrałam za dużo oczek :) Przypomniałam sobie w tamtej chwili dlaczego tak rzadko robię na drutach. Sprułam, nabrałam mniej oczek, zrobiłam. Zszyłam, zakładam na głowę ... za krótka. Wrrrrr! Nie będę pruć! Złapałam szydełko z postanowieniem dorobienia dołu. W połowie okazało się, że z tym dorobionym dołem jest zbyt rozciągnięta. Znów prucie, nie tylko szydełkowego dołu, ale i góry czapki. Poprawiłam. W trakcie roboty nie byłam zadowolona w efektu końcowego. Już miałam rzucić druty i niedokończoną czapkę na kolejne kilka miesięcy na sam dół szafy. Wzięłam kilka głębokich oddechów. Nie nie mogę się poddać. Dokończyłam - trudno nie będzie idealna. Potem wzięłam się za ozdabianie. Miał być kwiatek :D Wyszło co innego. Ale mam nową czapkę. Dziś miała swój debiut, niestety nie jest to czapka na mrozy. Ale jest, a ja mam na koncie w tym roku pierwszy sukces, choć nie było łatwo :)
A teraz zdjęcia. Jakość tragiczna, ale po pierwsze nie umiem fotografować włóczkowych produktów, a po drugie mam ułamaną klapkę od baterii i wiele energii muszę włożyć w przytrzymywanie ich :)


Zbliżenie na detal.

W planach mam zrobienie do kompletu mitenek wg. opisu Zdzid, bo włóczki jeszcze zostało. To będzie mój pierwszy raz, więc nie obejdzie się na pewno bez kolejnych, silnych emocji ;)

4 komentarze:

  1. Gratuluję wytrwałości i nie rozumiem Twoich zastrzeżeń co do efektów!Mnie się czapa podoba i już!

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, podziwiam, ja bym nie była taka cierpliwa ;-)
    Wiele rozgrzebanych robótek zalega u mnie od lat...
    A efekt naprawdę niezły ;-)
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję, dziękuję :) Naoglądałam się czapek mistrzyni Zdzid i mam zastrzeżenia do swojej. Wiem nie jest najgorzej, ale zawsze może być lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dziękujemy za wspólna zabawę:)
    A niedawno rozpoczęłyśmy nową zabawę więc zapraszamy do udziału :)

    Pozdrawiam gorąco :)

    OdpowiedzUsuń